Miałam kiedyś bliskiego przyjaciela. Znaliśmy się jak przysłowiowe łyse konie. Od dzieciństwa byliśmy nierozłączni, ratowaliśmy się wzajemnie w różnych sytuacjach. Zawsze mogłam na niego liczyć, a on na mnie. W szkole siedzieliśmy w jednej ławce, poszliśmy nawet do tego samego liceum. Wszyscy wróżyli nam wspólną przyszłość, bo jak mieliśmy sobie kogoś znaleźć, kiedy cały czas spędzaliśmy razem? Jednak nie czuliśmy się jak para, mimo że z boku tak to właśnie mogło wyglądać.
On był ode mnie kilka miesięcy starszy, dlatego wcześniej skończył osiemnaście lat i pierwszy zrobił prawo jazdy. To on mnie uczył prowadzić samochód i woził wszędzie tam, gdzie chciałam. W końcu nadszedł czas mojego egzaminu na prawo jazdy. Oczywiście mój przyjaciel był ze mną, żeby dodawać mi otuchy. Egzamin zdałam, po dwóch tygodniach odebrałam prawo jazdy. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła z niego skorzystać. Na pierwszą przejażdżkę postanowiłam się wybrać do mojego przyjaciela, żeby zrobić mu niespodziankę. Mieszkał kilka kilometrów ode mnie. Zadowolona usiadłam za kierownicą i ruszyłam w pierwszą całkowicie samodzielną trasę. Kiedy byłam jakiś kilometr od celu poczułam coś dziwnego. Nie potrafiłam zidentyfikować co to jest. Na wszelki wypadek zatrzymałam się na poboczu i wysiadłam z samochodu. Obeszłam go dookoła i nie zauważyłam niczego dziwnego. Zaczęłam się zastanawiać, co się mogło stać. Spojrzałam w dół i moje oczy napotkały oponę bez powietrza. Złapałam kapcia. Złapałam się za głowę, ponieważ nigdy nie wymieniałam koła, nie wiedziałam nawet od czego zacząć. Pierwsze o czym pomyślałam, to był telefon do mojego przyjaciela. Musiałam do niego zadzwonić jak najszybciej. Znalazłam telefon w zagraconej torebce, wybrałam numer i usłyszałam komunikat, że połączenie nie może być zrealizowane. Przypomniałam sobie, że wcześniej tego dnia skończyły mi się pieniądze na koncie. Byłam wściekła na siebie, że o tym zapomniałam. Zastanawiałam się nad rozwiązaniem, nie wiedziałam co robić. I wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl o skarbonce. Przecież zawsze coś tam wpadało przy okazji doładowania. Nie pamiętałam jednak jak przelać pieniądze ze skarbonki orange. Na szczęście miałam dostęp do internetu i szybko sprawdziłam treść sms-a i numer, na jaki muszę go wysłać. Po kilku minutach pieniądze miałam już na koncie głównym i mogłam zadzwonić o przyjaciela. Za pierwszym razem nie odebrał. Przestraszyłam się, że nie uda mi się go złapać. A wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. Spróbowałam drugi raz i odebrał zaraz po pierwszym sygnale. Wysłuchał mnie, zapytał gdzie jestem i powiedział, że za chwileczkę będzie. Nie czekałam długo. Mój wybawca się pojawił i zmienił to nieszczęsne koło. Byłam uratowana. W ramach podziękowania pozwoliłam mu delektować się jazdą ze mną przez kolejne kilkanaście kilometrów, do sąsiedniego miasta. Pojechaliśmy na pyszne lody truskawkowe i gofry. A później wróciliśmy do niego.
Jak się okazało rodzina miała rację odnośnie naszej przyszłości. Na studia poszliśmy już jako para.